Busik po drodze parę razy się zatrzymywał, to ktoś się dosiadał to wysiadał, ładował pakunki ale generalnie kierowca szybko jechać i pod bramy parku narodowego podjechaliśmy jakąś godzinę, półtora później. Przed bramą korek bo okazało się że za wjeście do parku też jest opłata którą trzeba uiścić. Ale nasz kierowca omija korek i jedzie pod samą bramę, tam zatrzymuje nas jeden ze strażników, zagląda do środka i mówi że mamy wysiąć i zapłacić po 28 Q za wstęp. Grzecznie wysiadamy i ustawiamy w kolejce do zapłaty. Tymczasem kierowca przejeżdża rzez szlaban i macha do nas ręką żebyśmy z powrotem wsiadali do busa i tak udało nam się uniknąć opłaty :) potem jest jeszcze kawał drogi do samych ruin, conajmniej 5-7kilometrów ale nas podwożą prawie pod samą kasę z biletami. Na koniec dowiadujemy się że ostatni colectivos jest o 16.30. Wstęp do ruin Majów kosztuje 150 Q od osoby.
Obszar na którym położone są pozostałości budowli Majów jest ogromy a budowle są porozrzucane w kilku miejscach. Decydujemy się zacząć jakby od końca, pójść obrzeżami a na koniec do centralnego placu. Spacerek po dżunglo nawet przyjemny - zieleń ma intensywną barwę, jest lekko wilgotno,ciepło, wypatrujemy zwierzątek. Niestety jedyne jakie narazie widzimy i czujemy to komary. Dobrze że wczoraj poradził nam pan od tortilli żeby zabrać coś na komary. Nagle w konarach drzew jakieś poruszenie, to para małp przeskakuje z gałęzi na gałąź. Próbujemy robić zdjęcia ale są zbyt wysoko i zbyt szybko się przemieszczają, ale najważniejsze że widzieliśmy. Docieramy do pierwsze świątyni, niestety nie można na nią wejść ale i tak robi wrażenie. Przy każdej budowli są krótkie opisy budowli a na szkalch w dżungli drogowskazy w którą stronę iść. Spacerkiem dochodzimy do następnych zabudowań, tym razem "acropolis" czyli część mieszkalna (tak przynajmniej twierdzą ci co to rozkopali). Wszystko bardzo fajne a przy odrobinie wyobraźni niesamowite. Niesamowita też jest historia Majów, którzy byli wysoko rozwiniętą cywilizacją a z niewyjaśnionych przyczyn nagle opuścili swoje miasta. Ciekawe dlaczego? Cykamy zdjęcia i idziemy dalej, na tak dużym obszarze duża ilość turystów nie jest tak odczywala jak w Tulum i można spokojnie zwiedzać. Docieramy do świątyni nr 5, jest naprawdę ogromna i świetnie zachowana, niestety na nią też nie wolno wejść. Dalej po drodze mijamy mniejsze świątynie, wreszcie dochodzimy do placu na którym jest piramida/świątynia na którą można wejść. Ochoczo się na nią wdrapujemy, z jej szczytu okazało się że ponad połowy jeszcze nie widzieliśmy, do zobaczenia jeszcze wiele rzeczy a czas leci. Ze szczytu piramidy dopiero też widać jaka jest wysoka i stroma. Na dole czeka na nas niespodzianka, jeden z przewodników wypatrzył na drzewie tukany, trzeba je odfotografować. W oddali widać największą świątynie nr 4, na której szczycie widać ludzi i tam kierujemy nasze kroki. U podstawy piramidy są toalety, korzystamy i odpoczywamy chwilę przed wejściem na szczyt. Tu niestety małe rozczarowanie, otóż podstawa piramidy jest daleko w dole, zarośnięta drzewami, a różnica poziomów terenu powoduje że tak naprawdę żeby zdobyć szczyt wstarczy pokonać 2-3 piętra drewnianych schodów (my nastawialiśmy się na długą wspinaczkę) a na górze tłoczno jak na bazarze. Ale widoki za to przepiękne, można usiąć na schodach i podziwać. Z tej piramidy z resztą robione były ujęcia do jednej z części "Star Wars". Ze szczytu lokalizujemy miejsca gdzie jeszcze nie byliśmy i ruszamy dalej. Najlepsze zostało na koniec. Wielki pałac, plac z ołtarzami a po obu stronach piramidy, zwrócone frontami do siebie, a na jedna z nich można wejść. Ze szczytu świątyni nr 2 roztacza się imponujący widok, Tikal jest rzeczywiście jednym z najlepszych miejsc do zwiedzania pozostałości po kulturze Majów. A wiele rzeczy jest jeszcze nie odkrytych. Została nam jeszcze jedna świątynia do obejrzenia ale darujemy ją sobie bo z daleka widać że jest w remoncie. Przejście prawie całego obszaru zajęło nam ok 4-5 godzin. Wracamy pod główną bramę, w tym momencie widzimy odjeżdżający colectivo, następny pewnie będzie za 1,5 h. Liczymy że uda się wrócić zwykłym chicken busem ale zdaje się że nie jeżdżą do Santa Elena. Pytamy przewoźników z agencji turystycznej, którzy i tak wracają do miasta, mają pusy przebieg ale ceny jakie sobie życzą są zatrważające, od 50-100 Q za osobę. Jeden gość chciał nawet 200 od osoby. Na szczęście los nam sprzyja i jeden pan, jadący samochodem prywatnym akurat wracał do miasta. Najpierw się trochę targował ale stanęło na 50 Q za dwoje. Na początku mieliśmy trochę stracha, różnych rzeczy się człowiek nasłuchał ale okazało siępan jest przemiły, znał angielski więc opowiadał nam o swojej pracy, o zwyczajach w Gwatemali, podróż zleciała niewiadomo kiedy. To był udany dzień ;)