Caye Caulker, urocza mała wysepka na której chyba każdy chciałby się znaleźć, jest dokładnie taka jaką widzi się na filmach i zdjęciach w folderach wycieczkowych. Mały raj na ziemi - palmy pochylają się nad turkusową wodą, słońce odbija się w bielutkim piasku, łódeczki przymocowane do pomostów łagodnie kołyszą się na falach, delikatna bryza od morza powoduje że upał nie jest nieznośny, ludzie nieśpiesznie spacerują po uliczkach, uśmiechają się do siebie. Na pierwszy rzut oka sielanka, zobaczymy jak bedzie potem :) narazie spacer z plecakiem w 30 stopniowym upale daje się we znaki, na szczęście nasz nocleg w "Dirty MacNasty" jest w miarę blisko. Nasz pokój jeszcze nie jest gotowy, mamy się pokazać za 1,5 godziny. Nocleg nie był szczególnie tani ale zarezerwowaliśmy go dużo wcześniej, bo są święta więc może być różnie. Zostawiamy plecaki w recepcji iidziemy "zwiedzać", piszę w cudzysłowie bo wyspę można obejść w 20 minut, 2-4 ulice na krzyż, przy nich stają różnego standardu hotele i pokoje prywatne, kilka sklepów (z pamiątkami i spożywczych), bar i knajpki z których leci muzyka reage a turyści sączą piwo spoglądając na morze. Na wyspie nie ma typowej plaży jaką kojarzymy chociażby znad Bałtyku. Jest kilka placyków z piaskiem, na których stoją leżaki, jest łagodne zejście do wody ale po 2-3 metrach w wodzie rośnie morska trawa i inne wodorosty więc za bardzo się nie popływa. Poza tym do okolicznych pomostów podpływają łódki więc nawet nie powinno się pływać, ot tyle żeby nogi pomoczyć. Drugą opcją jest plażowanie na drewnianym pomoście na końcu wyspu, z którego można zejść po schodkach lub zeskoczyć bo odrazu robie się bardzo głęboko. Tutaj można pływać, snurkować, przepłynąć na wysepkę po drugiej stronie. Jak już dostaniemy pokój to tam pójdziemy żeby zaliczyć pierwszą kąpiel w morzu Karaibskim.
Nasz pokój w hostelu jest już posprzątany - łóżko, stół, 3 wiatraki, łazienka, czego chcieć więcej? Blisko recepcji więc mamy dobry zasięg wifi, szybko meldujemy się w domach, bo od wyjazdu z Tulum do daliśmy znaku życia. A to też za sprawą tego że polscy operatorzy komórkowi nie mają podpisanej umowy roamingowej z Belize. Nic, telefony są głuche, i z tego co wiem to nie tylko polscy operatorzy, z innych krajów też. Dobrze że jest internet i można dzwonić np przez skype. No więc wskakujemy w stroje kąpielowe i lecimy nad wode, jeszcze po piwko do sklepu żeby uzupełnić płyny i pełen relaks na pomoście, w słoneczku. Wracając z plaży wchodzimy jeszcze do sklepu oddać butelki, bo tutaj są zwrotne. Ogólnie "sieć" sklepów powiedzny spożwczych prowadzona jest przez Chińczyków, co za przedsiębiorczy naród, co więcej prowadzą też knajpki z chińskim jedzeniem, które jest alternatywną dla drogich restauracji. Miejscowa ludność, czarnoskórzy potomkowie ludu Garifunu, w liczbie jak podają dane 1600 mieszkańców, żyje z usług mniej lub bardziej związanych z turystyką. Prowadzą hotele, knajpki, pralnie, organizują wycieczki, uczą sportów wodnych, sprzedają/robią pamiątki. A niektórzy miałam wrażenie nic nie robili - pili piwko, pogadał z jednym, z drugim, przeszedł ulicą w jedna stronę i z powrotem, pełen luz. A wogól pojęcie ulica też jest trochę na wrost, bo główne szlaki komunikacyjne na Caye to ubite drogi z piasku, ludzie chodzą na boso a jedyny dopuszczalny ruch kołowy to rowery i meleksy. Nie ma innych środków transportu. Po troche wynika to z trudności jakie są z dostarczeniem auta na wyspę i dostarczenia paliwa dla tego auta (co prawda meleksy też tu jeżdża na beznynę ale pewinie i tak mają mniejsze spalanie niż pick up, poza tym na wyspie i tak jest ograniczenie prędkości 10 mph) a po drugie z eklogicznego podejścia do życia. Agencje turystyczne szczycą się tym że są eco i "go slow" ale wstarczy oddalić się kilka metrów poza główną drogę lub odpłynąć kawałek dalej z już widać wszendobylskie plastiki i butelki, nawet to szklane, do zwrotu, a nikomu nie chce się po nie schylić.
Na wyspie mieszka też ludność hiszpańsko języczna pewnie przyjechali tu dla zarobku ale też Amerykanie lub Kanadyjczycy którzy postanowili się tu osiedlić. Tak jak na przykład para Kanadyjczyków do których poszliśmy po pomoc w otwarciu kokosa. Generalnie na wyspie możesz kupić kokosa za 5 dolarów belizejskich lub pospacerować po wyspie znaleźć jakieś który spadł z palmy i go sobie otworzyć. Tylko z tym jest mały problem, chyba że masz maczetę. My niestety nie kupiliśmy sobie maczety, poszliśmy po pomoc do sąsiadów. Maczeta jako podstawowe narzędzie owszem była ale jej właściciel nie wiedział jak jej użyć. Powiedziałam że Tomek jakoś sobie poradzi, przecież jak miejscowi otwierają kokosy to wygląda to prosto. W trakcie jak Tomek walczył z kokosem (nie było to aż tak łatwe i maczeta była tępa) ja dowiedziałam się że właściciele maczety są Kanadyjczkami, od pięciu lat przyjeżdżają na wyspę żeby ucieć od zimy, a teraz postanowili kupić na Caye Caulker dom i chcą u tu przyjeżdżać co każdą zimę na 4-5 miesięcy. Good for them! Przy okazji ostrzegli Tomka żeby uważał na palce bo trzeba będzie wezwać weterynarza gdyż na wyspie nie ma lekarza... może ktoś jest chętny na etat?! Na CC są inne służby porządkowe, jst straż pożarna (jako jedyni mają chba większe auto) i policja. Nawet byliśmy świadkami aktywności poicji (dwaj panowie z wydatnymi brzuszkami) przyszli do baru i udawali że czegoś szukają, trochę się pokręcili ale nie byli specjalnie zaangażowani. Podczas rozmowy z jednym z miejscowych dowiedzieliśmy się też że miejscowi czasami "współpracują" z policją i jak sprzedadzą komuś ziółka to dzwonią z donosem komu i co sprzedali. Chyba lepiej darować sobie ewentualne problemy z policją,nie ryzykować niepotrzebnie i skosztować lokanych trunków. A do wyboru są różnego rodzaju rumy z trzciny cukrowej, z kokosa, białe, złote, w cenie od 8 do 15 dolarów belizejskich więc jest w czym wybierać. Nie mówiąc o lokanych piwkach (Belikan 3,25 $ beliz) jak i kilku sprowadzanych rodzajach piwa, wina,whisky i wódki. Jak już jesteśmy przy napojach to nie może zabraknąć jedzenia. Wspomniałam już wcześniej że jest chińszczyzna - smażony ryż lub makaron z dodatkami do wyboru, curry, samażony kurczak, krewetki itp w cenie 10-19 $beliz), są restauracje przy głównej ulicy gdzie można dostać homara w zależności od rozmiaru od 30 do 50 $beliz za danie z ryżem i sałatką, dania z ryb i krewetek ok 40-50$ beliz, inne dania kuchni europejskiej makarny i pizza od 30 wzwyż. Wystarczy odejść w bok a tam już ceny o połowę niższe, za steki z baracudy zapłaciliśmy po 10, za krewetki na szaszłyku 5, cały red snapper (nie wiem jak się nazywa po polsku to ryba) 20, za dwa homary na kolację wigilijną po 25 $beliz). A wieczorami pojawiają się obwiźni garkuchnie z hamburgerami za 5, tacos za 5 lub placuszki z farszem za 3 za sztukę. Jakby ktoś chciał oszczędzić to da się zjeść tanio ale na dłuższą metę może to być monotonne. Przy okazji wczesnego wyjazdu z wyspy poszliśmy do supermaketu kupić coś na śniadanie - 6 bułek, mała puszka sardynek i puszka szynki konerwowej kosztowała nas 10 $ beliz więc równowartość ok 15 zł, mogłoby być taniej ale co zrobić, coś jeść trzeba :)
Jeśli chodzi o święta to nie były one obchodzone w jakiś szczególny sposób. Owszem wszędzie były ozdoby świąteczne, turyści chodzili w strojach kąpielowych i czerwonych czapkach Mikołaja ale wspólnej inicjatywy żeby posiedzieć razem nie było, ot dzień jak co dzień, impreza tylko przy dzwiękach kolęd. Podobnie pierwszy dzień świąt obchodzony przez Amerykanów i im podobnych też nie był specjalny, kilka restauracji miało świąteczne menu (indyk i jagnięcina) i to wszystko. Tym bardziej że 25 grudnia był pochmurny i pogoda była raczej barowa. Dobrze że nie kupiliśmy wycieczki na rafę bo na pewno byśmy żałowali. Wycieczki na snurkowanie obejmowały najczęściesz 2-3 przystanki (jeden z nich w "aleji rekinów i płaszczek), opieka na statku i lunch, na cały lub pół dnia w cenie 35-50 $US w zależności jak się targujesz w agencji i na ile wycenią grubość twojego prtfela ;)
Ogólnie wyspa w porządku, choć przy niekorzystnej pogodzie nie wiadomo co ze sobą robić, rzeczywiście dość droga (a przynajmniej dla osób nie zarabiających w euro lub dolarach). Jak ktoś ma możliwość to niech odwiedzi!