Do Belize dojechaliśmy na 9.30, czyli cała podróż łącznie z odprawami paszportowymi zajęła 8 godzin i 30 minut. Nie muszę chyba dodawać że byliśmy padnięci a to jeszcze nie koniec drogi, musimy dostać się do Caye Caulker. Od momentu przekroczenia granicy Belize drzemałam w autobusie więc trudno mi opisać jak wygląda kraj przez okno w autobusie ale gdy obudziłam się na dworcu w stolicy to był to zupełnie inny świat niż do tej pory. Gdybym nie wiedziała gdzie jestem, mogłabym zgadywać że w jakimś niedużym mieście w Afryce. Przynajmniej tak bym je sobie wyobrażała. Mieszkańcy Belize są czarnoskórzy i mówią po angielsku, zmiana o 360 stopni w porównaniu z Meksykiem. Samo miasto nie jest szczególnie ładne.
Z dworca do przystani łodzi płynących do Caye Caulker i San Pedro jest ok 1,5 km (po wyjściu z dworca trzeba iść w lewo do głównej ulicy, dalej w prawo i do końca prosto, mija się większy placyk z bankiem po środki i po lewej już widać most a po drugiej stronie mostu jest przystań CC Water Taxi, szliśmy jakieś 15 minut). Za bilet w jedną stronę płaci się 20 dolarów belizejskich czyli 10 us (przelicznik jest stały 2:1, obie waluty funkcjonują równolegle), kupując od razu bilet w obie strony płaci się 29 dolarów belizejskich, bilet powrotny jest ważny 90 dni. W kantorku zdajesz swój bagaż, obsług kolorową tasiemką oznacza dokąd płynie bagaż i pakaują go pod pokład. Na przystani trzeba być 15 minut przed czasem odpłynięcia. Na łodzi mieści się około 30 osób, czas dotarcia do CC to godzina czasu. Łódka płynie dość szybko ale nie buja za bardzo, jeśli siedzi się z tyłu do jest trochę głośno ale ogólnie podróż przyjemna.