Geoblog.pl    molki    Podróże    Gwatemala Meksyk Belize    Ruiny Majów po raz drugi
Zwiń mapę
2014
21
gru

Ruiny Majów po raz drugi

 
Meksyk
Meksyk, Tulum
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13423 km
 
Rano niestety nie udało się wysłać zdjęć na bloga bo nawalił internet. Spakowalśmy się więc i poszliśmy na dworzec. Autobusy pierwszej klasy ADO ( 118 pesos do Tulum, czas jazdy 2 h 15 minut) są wywoływane przez mikrofon, blisko do przejścia na perony przez główne drzwi i są widoczne z okien poczekalni. Autobusy drugiej klasy np firmy Mayab, AU, Oriente ( 92 pesos, 2h 30 minut) podjeżdżaja bliżej wyjścia z peronów, nie zawsze są wywoływane, są z tyłu za poczekalnią i ich nie widać. Trzeba być czujnym. Przy drugiej klasie też nie sprawdziła się zasada że numer na bilecie zgadza się z numerem na autobusie. Tutaj dajesz bilet wydrukowany w kasie kierowcy a on drukuje osobno swój. Taka podwójna robota trochę. Zajmujemy nasz miejsca, tuż za kierowcą więc widoki mamy niezłe. Rzeczywiście standard pojazdu jest trochę niższy - tu coś stuka,tam klekocze ale najważniejsze że jedzie i to nawet dość szybko. Zgodnie z rozkładem jesteśmy na miejscu.
Pokój, załatwiany przez Airbnb, mamy w mieszkaniu prywatnym. Dziewczyna wynajmuje jeden pokój z dostępem do kuchni. 2,5 km od centrum Tulum i 2-3 km do ruin Majów. Taksówkarz za przejechanie 2 km chciał od nas 40 pesos. Nie damy dziadowi zarobić więc idziemy na piechotę. Poza tym trochę ruchu nam nie zaszkodzi po wczorajszym obżarstwie :) Nie jest lekko bo pogoda tym razem dopisuje - błekitne niebo i słońce. Przy okazji zwiedzamy główną ulicę miasta. Jest dość sporo turystów którzy przesiadują w knajpach i barach, których jest tu pełno. Począwszy od meksykańskich na chińskich i tajskich skończyszy. Ceny bardzo europejskie za posiłki. Po jakiś czasie docieramy na miejsce. Zwykłe mieszkanie dwa pokoje (jeden dla nas, drugie dla niej i dla kota), jakby salon z aneksem kuchennym, łazienka, balkon. W zupełności wystarczy, z resztą Galia zaraz wychodzi do pracy więc będziemy mieli cały dom dla siebie. Co ważne Galia pozwoliła nam zostać następnego dnia tak długo jak będziemy potrzebować. Ominie nas wysiadywanie na dworcu bo autobus mamy dopiero o północy. Ogarniamy się szybko i podejmujemy decyzję żeby iść na plażę. W Tulum jest podobna sytuacja jak w Cancun. Jest miasto i jest zona hotelara przy której są plaże. Żeby dostać się do plaży trzeba kawałek podjechać albo taxi (ok 80 pesos) albo colectivo (niestety nie wiem za ile) ale z mapki którą dostaliśmy na dworcu wynika że odległość jest podobna do tej którą przeszlśmy z dworca do mieszkania. Na drogę i na plażę chcieliśmy kupić "przyspieszacz podróży" albo nawet 6 takich małych, zimnych, złotych przyspieszaczy a tu zonk! Kasjer w sklepie zwyczajnie nie chciał nam sprzedać alkoholu, bariera językowa nie pozwoliła za bardzo się dogadać ale innym turystom też nie sprzedawali. Wspólnymi siłami ustaliliśmy że dziś jest niedziela, sklep jest chrześciajński, pracownicy wierzący i alkohol sprzedają tylko do 12!! No dramat!! Na zewnątrz były jeszcze dwa mniejsze sklepy sieciowe OXXO I 7 ELEVEN i sytuacja się powtórzyła. Byliśmy zdruzgotani na dodatek skala na mapie była mocno zakłamana... po jakiś 3 km Tomek uruchomił gps i okazało się że jeszcze ze 2 kilometry przed nami. Doszliśmy już tak daleko że stwierdzilśmy że idziemy dalej mimo że słońce miało się ku zachodowi. Po drodze zauważyliśmy pieska- bidulek był przywiązany do drzewa. Daliśmy mu wody i uwoliliśmy. Chyba lepiej żeby wolno sobie biegał niż zdychał z głodu i pragnienia przy drodze. Jak widać głupota i brutalność ludzi nie zna granic. Baliśmy się że piesek będzie się snuł za nami ale on pomerdał ogonem i pobiegł w krzaki. Oby mu się dobrze wiodło ;)
Nareszcie dotarliśmy do malutkiej plaży, na pół dzikiej ale było już na niej kilku plażowiczów. Znowu widoczki zachwycające, turkusowa woda, bielutki piasek, słońce, palmy w tle. Pocztówkowo... i woda przyjemna. Niestety na kąpiel nie mamy za dużo czasu bo jeszcze musimy wrócić, zaczyna się ściemniać a przed nami ok 5 km marszu. Dochodzimy do głównej drogi, ruch dość spory bo wszyscy wracają z plaży do miasta. Jedno z aut zwalnia i proponuje nam podwiezienie, co prawda w aucie są już 4 osoby ale jakoś się zmieścimy. Jednak są dobrzy ludzie na tym świecie, z własnej woli postanowili nas porzucić do miasta. To chyba w odpowiedź za nasz dobry uczynek :)
Jako że mamy dostęp do kuchni to przyrządzimy dziś kolację sami. Nie chciało nam się też nabijać kolejne kilometry. Szybkie zwiedzanie pierwszego marketu, nic na co mielibyśmy ochotę, to idziemy do drugiego do którego wcześniej nie wchodziliśmy a tam dzikie tłumy. Po pierwsze że szykują się na święta a po drugie (alleluja! znowu mamy szczeście) ten sklep sprzedaje alkohol w niedzielę. I nie tylko my z tego korzystamy, w końcu trzeba zdezynfekować układ pokarmowy ;) ze spożywki też nic ciekawego nie znaleźliśmy więc padło na spagetti z sosem bolońskim. Wyszło smakowicie, mieliśmy kolację przy świecach i przy muzyce ( z tableta :) i jeszcze zostało na jutrzejszy obiad.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
molki

Tomek, Karolina
zwiedzili 5% świata (10 państw)
Zasoby: 58 wpisów58 4 komentarze4 232 zdjęcia232 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
22.05.2015 - 06.06.2015
 
 
06.12.2014 - 03.01.2015