Rano na spokojnie idziemy zwiedzać Meridę. Może jesteśmy ignorantami w dziedzinie historii i sztuki, ale przejście głównych artakcji, w więkoszości kościołów, zajęło nam godzinę czasu. Ładne ale specjalnego wrażenia na nas nie zrobiło. Na doodatek o godzinie 10 rano jest tak samo tłoczno na ulicach jak w godzinach szczytu, jakby nikt nie pracował ani nie chodził do szkoły. Szał świąteczny w pełni. Tak czy siak, wracamy do pokoju, bierzemy plecaki i idziemy na dworzec gdzie jadą autobusy do Progreso. Przejazd od osoby 18 pesos od osoby, czas przejazdu ok godziny.
Miasteczko wydaje się senne, spokojne. Coś czego szukaliśmy, żeby odpocząć. Nasz hostel znajduje się prawie na końcu miejsowości. Z plecakmi jakieś 30minut na piechotę a upał w pełni, błękinte niebo i słońce. Jakoś sie doczłapaliśmy do hostelu. Skromny pokój, ale i tak tylko w nim śpimy więc jest ok, z resztą nie jesteśmy wymagający. Szczgólnie za tak niską cenę (200 pesos za noc). Zostawaimy bagaże i ruszamy na podbój miasteczka. Ta część miasta w której jesteśmy wydaje się opuszczona, nie widać ludzi na ulicach, nic się nie dzieje. Kilometr dalej, po drugiej stronie molo, życie kwitnie. Są restauracje, sklepy, tochę turystów w knajpach i na plaży, bazary. Są nawet stanowiska z masażem dla zmęczonych turytsów , za 10 dolarów za masaż. Dziewczyna z recepcji z naszym hotelu mówi że teraz jest niski sezon, więc jest mało turystów. Jak dla nas jest ich wystarczająca ilość, akurat tyle żeby odpocząć. Zastanawiam się jakie tłumy muszą tu być w sezonie. Wydaje się że tutejsi sprzedawcy są głównie nastawieni na amerykańskich turystów, ktorzy są dowożeni tutaj z promów, z rejsów turystycznych. Ceny w dolarach amerykańskich i w wysokości dostosowanej do zarobków amerykańskicj, sprzedawcy mówią po angielsku. Spacerujemy po plaży, słoneczko przygrzewa, idziemy coś zjeść na bazarze. Jesteśmy nad morzem więc wybór pada na rybę. Dostajemy dwie smażone rybki, tortille, pikle i marynowaną cebulkę za 100 pesos. Ryba nazywa się "mero" i wygląda na drapieżną i jest bardzo smaczna. Wracamy do pokoju. Degustujemy zakupioną wcześniej tequille, w pokoju jest kablówka. Jedynym mankamentem w pokoju jest materac, który w celu zabezpieczenia przed zabrudzeniem przykryty jest grubą folią, która trzeszczy przy każdym poruszeniu. Dodatkowo nie przepuszcze ani grama powietrza i można się do niego przykleić. Noc zapowiada się ciężka.