Nieśpieszna pobudka rano, śniadanie i idziemy po gotówkę. Z informacji uzyskanej na dworcu wiemzy że bilet do Campeche to koszt 382 pesos od osoby a do ruin Majów najpierw płcaci się za wstęp do parku arheologicznegom 28 pesos i za wejście na teren ruin 59 pesos od osoby. Jak nic musimy mieć 1000 pesos na same opłaty. Do tego jeszcze trzeba doliczyć przechowalnię bagażu na dworcu, bo pokój msimy zwolnić o 12. Próbowaliśmy zagadać żeby móc zostać jeszcze pół dnia dłużej, oczywiście za opłata, ale w hostelu się nie zgodzili. Tak więc plecaki na grzbiety i maszerujemy na dworzec. Przechowalnia bagażu wygląda na solidną, cena za bagaż w zależności od rozmiaru naliczna co godzinę, dostajemy kwitek i możemy iść. Pozostałości po budowlach Majów oddalone są od miasteczka jakiś 9 kilometrów. Na piechotę trochę słabo. Łapiemy busika do ruin, nie czekaliśmy nawet minuty, koszt przejazdu 20 pesos od osoby. Najpierw wzjad na teren parku i rzeczywiście cena się zgadza 28 pesos od osoby. "Uprzejmy" kierowca podpowiedział coś parze Meksykanów która jechała z nami i oni nie musieli płacić za wstęp. Niestety nie zrozumieliśmy co im podpowiedział. Kawałek dalej jest główna brama i znowu trzeba kupić bilet 59 pesos od osoby. Wkraczamy na teren ruin, rzeczywiście sporo jest ludzi ale nie ma dzikich tłumów. Wystarczy odejść trochę w bok i już jest spokojniej. Tutaj można sobie swobodnie wchodzić na piramidy, nie wszystkie ale większość jest dostępna. Można się nieźle zmachać wdrapując się na górę ale widokczki warte są tego. Całość ogólnie sprawia bardzo dobre wrażenie, jest ładnie, klimatycznie, część obiektów odrestaurowana, dostosowana do zwiedzania przez turystów ale wszystko zrobione tak z gustem, żadnego kiczu. Specerujemy między ruinami, cykamy mnóstwo zdjęć bo po to tu przecież przyjechaliśmy. Nie wiadomo kiedy mijają 4 godziny, po drodze w kierunku wyjścia mijamy uroczy wodospad. Dalej jest muzeum, w którym są przedmioty znalezione w trakcie wykopalisk. Okazuje się że muzeum jest bezpłatne albo w cenie biletu do parku arheologicznego, w każdym razie warto do niego zajrzeć. Szczególne wrażenie robi sarkofag króla Pakala z bardzo dobrze zachowanymy płaskorzeźbami. Całość zajęła nam ok 5 godzin, tyle w zupełności wystarczy. Moim zdaniem lepiej zwiedzić ruiny w ramach przejazdu przez Palenque, nie ma sensu zostawać tu dłużej, szkoda marnować czas to miasto nie ma nic więcej do zaoferowania.
Na obiadokolację zaszaleliśmy! Kupiliśmy całego kurczaka z rożna, z dodatkami (kapusta, ryż, tortille, 2 sosy) i do tego pieczywo. Kurczak był wyborny, wart swoich 80 pesos :)) z pełnymi brzuchami czekamy w poczekalni dworca na transport do Campeche.